Winowajca but

By by Rynek Podologiczny, 29 stycznia 2015

„Los samotnej kobiety nie jest łatwy… Dlatego każda powinna mieć wyjątkowe buty, żeby radośniej kroczyć przez życie.”[i] Bardzo często w życiu wielu kobiet buty zajmują szczególne miejsce. Obserwujemy to w amerykańskim serialu telewizyjnym produkowanym w latach 1998-2004, pt. „Seks w wielkim mieście”. Jak zapewne doskonale wiecie, przez sześć sezonów i dwa filmy w wersji kinowej będące ich sequelem, poznajemy cztery przyjaciółki mieszkające w Nowym Jorku. Ich życie kręci się wokół mężczyzn, przyjaźni którą się darzą i oczywiście butów. Zamiłowanie do tych ostatnich łączy wiele kobiet, niezależnie od szerokości geograficznej, języka czy kultury.

Średnio dwa razy do roku galerie handlowe podczas posezonowych wyprzedaży czy nocnych zakupów, kuszą nas dużymi obniżkami cen. Jak tu nie skorzystać skoro to taka okazja?! Często w takich sytuacjach decyzje są przez nas podejmowane pod pewną presją. Konieczność kupna danej pary/kilku par butów argumentujemy naszym zdaniem, naprawdę dobrą ceną. Mówimy, że jest to dla nas okazja. Ale czy dla naszych stóp również? Czy w szale zakupów jesteśmy w stanie kierować się zdrowym rozsądkiem, dobrać odpowiedni fason i rozmiar? Często towar kupiony „okazyjnie” nie podlega zwrotowi, a co za tym idzie zmuszamy nasze nogi do noszenia źle dopasowanego obuwia.

Wszystko się zmienia. Również przeznaczenie naszych stóp uległo delikatnemu „zdefasonowaniu”. Tego słowa użyłam celowo, ponieważ coraz częściej mam wrażenie, że całe nasze ciało nie spełnia zadań, do których zostało stworzone. Jemy często nie dlatego, że jesteśmy głodni, tylko, bo mamy na coś ochotę. Nad muskulaturą, często zbyt rozbudowaną, pracujemy aby popisać się przed innymi. Na polowania zaczęliśmy chodzić dla sportu, a nie po to, aby zgromadzić zapasy, które pozwolą nam przetrwać zimę. Podobnie jest z obuwiem. Nie zakładamy go w celu ochrony stopy, zakładamy, aby zdobiło, podkreślało nasz status społeczny, zasoby finansowe jakimi dysponujemy. Mam tu na myśli przede wszystkim kobiety. Często dumnie mierzą coraz wyższy obcas, żeby pokazać że one mogą w nich chodzić, a ich koleżanki nie. Zastanawiam się wtedy po co to robią? Dla mnie osobiście chodzenie w obuwiu na wysokim obcasie nie jest wygodne i strasznie spowalnia przemieszczanie się z punktu A do B na piechotę, nawet jeśli jest to spacer po galerii handlowej w poszukiwaniu nowej zdobyczy. Po drugie im wyższy obcas, tym coraz bardziej tragiczne w skutkach ustawienie stopy, które prędzej czy później przyniesie konsekwencje.

„W mojej rodzinie nikt nie miał haluksów, więc i mnie to nie grozi” – często słyszę od kobiet, które noszą buty na bardzo wysokim obcasie. Predyspozycje genetyczne są odpowiedzialne za znaczną większość deformacji jaką jest Hallux valgus. Nawet gdybym sama chodziła tylko i wyłącznie w butach o szerokim czubku i na płaskim obcasie, i tak prędzej czy później dojdzie do skoślawienia palucha, ponieważ „klątwa halluxa” dopadła prawie wszystkie kobiety w mojej rodzinie. Ale po co kusić los? Niezależnie od tego jakimi genami zostaliśmy obdarzeni, powinniśmy zapewnić naszym stopom przynajmniej 99% komfortu podczas stania, chodzenia, uprawienia sportu, siedzenia w pracy czy prowadzenia auta, a nawet odpoczynku.

Buty mogą być za ciasne, za duże, zbyt wąskie, bądź za szerokie, twarde, znoszone. Często wykonane są ze sztucznych materiałów, a ich formy są wręcz niehumanitarne w stosunku do naszych stóp. Nasuwa się pytanie co z tego wynika? Niestety każda z wymienionych form braku dopasowania obuwia, prędzej czy później przyniesie ze sobą określone deformacje.

Buty za krótkie, zbyt ciasne kupowane często własnym dzieciom przez nasze zaniedbanie i brak kontroli. Pociechy upierając się przy danej parze, zarzekają się że ta jest „akurat”, bo bardzo im się podobają, bo nie chcą nosić obuwia w swoim rozmiarze, żeby stopa wydawała się optycznie mniejsza, bo wszystkie koleżanki z klasy noszą rozmiar 36, itd. Argumentów może być wiele. Pytanie tylko, czy są słuszne. Zbyt ciasne buty kupujemy również sami sobie. Nie muszę sięgać daleko pamięcią, żeby wspomnieć młodą dziewczynę, która jak sama przyznała, chciała zaoszczędzić i kupiła za małe buty. Skończyło się to stanem zapalnym z caro luxurians i w konsekwencji klamrą ortonyksyjną. I gdzie tu oszczędność? Jak widać nie trzeba być dzieckiem, żeby nosić za małe buty.

Nie powinniśmy nosić obuwia, które jest na nas za duże. Odbieramy w ten sposób naszym stopom stabilizacje podczas chodu. Co krok lądujemy w innej części buta, doprowadzając w ten sposób do otarć naskórka czy powstania pęcherzy. W obuwiu zbyt luźnym czy szerokim, dochodzi do podkurczeniu palców, ponieważ naszej stopie wydaje się, że w ten sposób złapie podłoże. Częste zmuszanie mięśni stóp do wręcz nieludzkiej pracy, doprowadzi do skrócenia ścięgien po stronie dorsalnej i rozciągnięcia po plantarnej. W konsekwencji prędzej czy później, zafundujemy sobie palce młoteczkowate ze wszystkimi ich konsekwencjami dotykającymi zarówno paznokci jak i skóry – Clavus appex (odcisk na opuszku), Clavus subungualis (odcisk w wale paznokciowym), Onychogryposis (paznokieć szponowaty), Onychauxis (przerost paznokcia), Pachyonychie (zaburzenia rozwoju łożyska), często Clavus vascularis na dorsalnym stawie palców II-IV.

Kiedy pojawia się obezwładniający, piekący ból występujący w ogólnie pojętym śródstopiu (ogólnie pojętym, ponieważ w przypadku bólu pochodzenie nerwowego, podanie dokładnej lokalizacji często staje się niemożliwe). Daje się we znaki szczególnie podczas obciążania stóp – chodzenia, stania czy uprawiania sportu. Ustępuje po zdjęciu butów. Diagnoza jest najczęściej jedna – neuralgia Mortona. Możemy ją potwierdzić podczas badania palpacyjnego drugiej, trzeciej i czwartej przestrzeni między kośćmi śródstopia. Przyczyną są najczęściej zbyt wąskie buty, które doprowadzają do zmian degeneracyjnych w przebiegu nerwu podeszwowego wspólnego palców.

Podczas chodu każda ze stóp przebywa kolejne fazy. W literaturze możemy się spotkać z opisem trzech bądź czterech poszczególnych faz. Jedno jest pewne. Chód jest to naprzemienne gubienie i odzyskiwanie równowagi, dzięki czemu nasze ciało ma szanse przemieszczać się w przód i w tył. W trakcie chodu każda stopa dotyka podłoża najpierw piętą, potem dochodzi do jej przetoczenia, odbicia i lotu. Dzieje się tak często tylko w teorii, ponieważ fundując sobie zbyt sztywne buty, których nie jesteśmy w stanie zgiąć, zaburzamy naturalne fazy chodu. W konsekwencji dochodzi do przeciążeń i powstania w tych miejscach modzeli, z czasem odcisków. Inaczej pracują mięśnie stopy, co doprowadza do ich rozleniwienia i z czasem zmian deformacyjnych stopy.

Buty rozchodzone tylko z pozoru wydają się wygodne. To że nie upijają i nie obcierają naszych stóp, świadczy raczej o naddaniu się materiału, z którego zostały wykonane, a co za tym idzie, po prostu tracą swój kształt. Zdeformowany but będzie zawsze pogłębiał defekty nadane mu przez naszą stopę podczas chodzenia. Dlatego też nie wolno dać się zwieść z pozoru dopasowanemu do nas obuwiu. Tak jak rozciągnięty sweter czy spodnie dresowe, tak i zniekształcone obuwie powinno lądować na śmietniku, ponieważ pod pozorem komfortu przynosi nam powiększenie deformacji naszych stóp.

Wyjątkowe buty, o których mówi wspomniana przeze mnie na początku Carrie Bradshaw, powinny cieszyć oko, pasować do stroju i okazji, dawać naszym stopom komfort i wygodę, ale przede wszystkim przy ich doborze musimy kierować się zasadą „Primum non nocere” w stosunku do samych siebie.

[i] Seks w wielkim mieście, sezon 6, odcinek 9 pt.: „Niezbywalne prawo do butów.”

autor: Katarzyna Zawadzka

Zaciekawił Cię ten artykuł? Podziel się z innymi: